Ojj dużo wody upłynęło w pobliskich rzekach zanim wreszcie mogliśmy się wybrać na prawdziwe szkolenie. Nie ukrywamy, że bardzo na to czekaliśmy, że wielokrotnie z tej pierwszej, krótkiej rozmowy próbowaliśmy wyciągnąć wszystko co się da, żeby tylko nie popełnić jakiś błędów. Takie z nas dziwne ludzie, że czasem instynktownie kierujemy nasze kroki do kogoś kto jak to się mówi „kupił nas sobą”.
Zanim tu przyjechaliśmy, przeczytaliśmy pół Internetu, podpytywaliśmy się wśród znajomych, parę razy spotkaliśmy się na wystawach . No i co? Kupieni jechaliśmy na spotkanie z Izą i Waldemarem Cichoniami „Ze Snu Nemroda”, szczególnie, że pierwszą informacja jaka dostaliśmy było: przyjedźcie zobaczycie moje metody, zobaczycie czy wam to pasuje… od razu wiedzieliśmy, że jak ktoś podchodzi w taki sposób do sprawy to nam to pasuje. Kilka godzin rozmów i ćwiczeń w polu, kolejne wspaniale egzotyczne kształty opalenizny, wielki zbiór praktycznych porad i instruktarz, który do nas idealnie trafił… plus oczywiście fala paniki i rozterki w stylu czy my będziemy potrafili to wszystko wcielić w życie. Tak intensywnego szkolenia dawno nasza trójka nie miała. Teraz wystarczy wrócić do domu i ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Można by pewnie napisać osobny wielgaśny rozdział naszej historii pt. wpływ znajomości z tymi spaniałymi ludźmi na nasze dalsze losy, ale cholerka to i tak zawsze byłoby za mało co pewnie jeszcze nie raz przypomnimy!