Byliśmy dopiero co nad morzem i wracamy całkiem stęsknieni tego klimatu, tym razem jednak w sprawach służbowych. Liczyliśmy troszkę na wyżło-rodzinne spotkanie, ale świat jest taki szalony, że nie zawsze można sobie wszystko planować. Jedziemy na wystawę do Copot! I to jeszcze fenomenalnie się składa bo wystawa wypada w tzw. długi weekend sierpniowy. Nasza grupa VII rozpisana jest na sobotę. Wersji wyjazdu było kilka. Łącznie z pojechaniem w nocy na wystawę i powrotem w noc następną do domu. Co to dla nas weekend tysiąca kilometrów- nie pierwszy i nie ostatni… tylko po co. Tym razem przewyższają babskie potrzeby. Trzyosobowa babska ekipa wyrusza w czwartkowy poranek by ominąć weekendowe korki do Świbna- kochamy tą miejscowość! Jedzie Sweeti- sprawca tego wyjazdu, Magda i ciocia Kasia, ojj będzie szaleństwo. Dziewczyny dojeżdżają popołudniem, oglądają załatwiony, w ostatniej chwili przez naszego znajomego właściciela bardzo pięknego domku, nocleg. Udają, że kompletnie nie rusza ich standard i ruszają nad morze. Idą, idą… idą dalej i w tym momencie uświadamiają sobie za co ceniły to miejsce. Puste plaże które z pewnością były konsekwencją odległości od cywilizacji. Kiedy docłapują do plaży zmęczenie mija bo zawsze warto dotrzeć do jak to określają raju dla piesków. Plaża jest wielka, ma co najmniej 2 pasy wspaniałych patyków i innych skarbów. A co najdziwniejsze, chociaż pół drogi padało to tu jest naprawdę miło… tylko wracać trzeba.