Jak Barbary po lodzie to Boże Narodzenie po wodzie. W myśl tego starego przysłowia postanowiliśmy w grudniową sobotę podejrzeć przyrodę i spróbować przewidzieć jakież to w tym roku będziemy mieć święta. Aura jakoś kompletnie nie podpowiada nam hitów w stylu „I dreaming of a white Christmas”, ale może w zaciszu lasu, znajdziemy ten przedświąteczny klimat na 2 chwile przed przylotem Św. Mikołaja. Las wita nas wspaniałym zapachem i kolorystyką iście ze złotej polskiej jesieni. Jest wspaniale i jak na grudzień całkiem ciepło. Na tyle przyjemnie, że zapuszczamy się w stronę odległego bobrowiska. Słonko na polanie rozleniwia i powoduje, że kompletnie zapominamy o irracjonalnym pomyśle poszukiwania zimy. Do głowy przychodzą bardziej piosenki w stylu „Do lata, do lata piechotą będę szłaa”. Jak widać w szeregi wkrada się spore zagubienie czasu i przestrzeni. Każda chwila spędzona na całkiem zielonej przestrzeni wszystko to potęguje. Finalnie kiedy zbliżamy się do rozlewiska bobrów Sweeti postanawia wrypać się na sam jego środek, brodzi, boruje w zaroślach i w nosie ma nasze apele, ze może jednak warto nie przesadzać. Wspaniała zabawą są zastrugane z 2 stron, okorowane kołki, które ni jak nie dają się złapać w pysk i nurkują pod wodę… nie pozostawiając wyboru. Weimar zmarzluch, wpakowujący się pod koc, kołderki jak tylko jest do tego okazja od chwili kiedy pożegnały nas 30stopniowe upały najwyraźniej w świecie nic sobie nie robi z tego, że grudzień, że barbórka. Ostatni przebłysk rozsądku nakazuje nam jednak powrót. Do auta dochodzimy kiedy już lekko zmierzcha, co wskazuje nam, że jednak na to lato przyjdzie nam parę miesięcy poczekać… Po drodze do domu otaczający nas świat skrapiają krople deszczu. O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny! co może cieszyć tylko ze względu na nadzieję jaką daje w związku z białymi świętami.
Barbórka u bobra
Uncategorized / niedziela, 4 grudnia, 2011