Polowanie stawia przed myśliwym trzy zasadnicze zadania: znalezienie zwierza, dojście do niego na odległość umożliwiającą oddanie skutecznego strzału i wreszcie podniesienie go nawet wówczas, gdy nie padł w ogniu. Znalezienie dzikiego zwierza w pierwotnych puszczach, które długo pokrywały nasz kraj, bez pomocy psów było dziełem szczęśliwego przypadku. W codziennej praktyce złaje psów gończych sunąc po tropach znajdowały i osaczały zwierzynę umożliwiają dawnemu łowcy idącemu za ich głosem podejście na odległość taką, by mógł, co w leśnych gąszczach nie zawsze było proste, zadać śmiertelny cios. Jeżeli nie zabił na miejscu, to psy do skutku dochodziły i osaczały rannego zwierza. Do końca XIX wieku myśliwy zawsze kojarzony był z psem. W miarę zmian cywilizacyjnych i pod wpływem zmieniających się mód były to ogary, chart, wyżły czy wreszcie psy małych ras. Na pewno to, że wszyscy myśliwi wywodzili wówczas się z majątków ziemskich lub byli mieszkańcami wsi, było przyczyną innego podejścia do psa ludzi żyjących na co dzień wśród zwierząt gospodarczych i domowych. Obecnie ponad 50% myśliwych zamieszkuje aglomeracje miejskie, w M-3, M-4 czy innych osiągnięciach dzieciństwa jak ich przodkowie i ma do nich inny stosunek.
W krajobrazie przyrodniczym naszego kraju dominuje obecnie mozaika mniejszych czy większych pól. Lasy pokrywające mniejszą część powierzchni Polski są z reguły sadzonymi pod sznurek monolitami iglastymi. Rozbudowana sieć dróg i powszechna motoryzacja udostępniły praktycznie każdy zakątek kraju. Gwintowana broń wyposażona w optykę umożliwia oddanie precyzyjnego strzału na znaczną odległość. Pomijając sprawy etyki i tradycji łowieckiej, psy myśliwskie nie są koniecznie potrzebne do znajdowania grubego zwierza ani do jego osaczania. Natomiast towarzyszyć powinny one myśliwym polującym na ptactwo i wręcz bezwzględnie powinno się korzystać z psów podczas poszukiwania postrzałków zwierzyny grubej. Myśliwy wdeptujący sam w wyciekające przed nim w suchym polu ptactwo czy brodzący po szuwarach za kaczkami, bez psa czy – jak niektórzy mówią – zamiast psa, nie przedstawia sobą zbyt imponującego widoku. Sprawą najwyższej wagi zarówno w kontekście moralnym, jak i ekonomicznym jest przepadanie postrzałków zwierzyny grubej. Według różnych autorów, są to liczby rzędu 5 – 30%. Na wielkości te składają się dwie przyczyny. Pierwszą jest niewłaściwa często ocena trafności strzału. Miejsce, w którym zwierz stał w momencie oddawania do niego strzału, nie zawsze jest łatwe do dokładnego zlokalizowania, z uwagi na warunki terenowe, pogodowe czy porę dnia. Ponadto, część myśliwych nie ma daru zapamiętywania miejsca zestrzału. Zawodne jest również słyszenie lub niesłyszenie uderzenia kuli. Kolejnym problemem są trudności związane ze znalezieniem farby pozostawionej przez źle strzelonego zwierza, uchodzącego nieraz na znaczną odległość. Również zwierz strzelony na komorę w momencie żerowania z opuszczoną głową, zwierz ze sporą warstwą podściółki tłuszczowej, trafiony na wysoką komorę, taki, z którego nie wyszła kula, czy wreszcie ten, którego przestrzeliny zostaną zatkane własnymi narządami lub tkankami – mimo śmiertelnego postrzału potrafi się oddalić, nie farbując, na kilkaset nawet metrów i pracujący po farbie pies potrafi znaleźć go bez większego problemu.
Andrzej Brabletz Łowiectwo. Kynologia myśliwska. Warszawa 1999.